Ten festiwal to dla mnie miejsce muzycznych i pozamuzycznych spotkań. Tu odpoczywam, czerpię inspiracje, poznaję nowych ciekawych artystów. W tym roku muzycznie było tak.
MUZYCZNIE
Momentami ciężko było zdecydować na koncert którego artysty pójść (pewne rzeczy się nie zmieniają), na szczęście niewielkie odległości między scenami dawały możliwość posmakowania twórczości większości artystów. Tryb festiwalowy wciąż mam włączony, zatem postaram się uwzględnić tutaj ważniejsze dla mnie momenty.
SLEAFORD MODS - występ tego brytyjskiego duetu zostanie w mojej pamięci na długo, to jeden z najlepszych moim zdaniem koncertów tego lata. Mieszanka stylów, zadziorne i ostre kompozycje w tym wykonaniu - kupuję w całości.
Koncert CLUTCH był porządnie zagranym show, była energia, był gatunkowy miszmasz, a jednak całościowo mnie to nie porwało. Nie żebym nie lubiła stoner rocka. Ten występ na pewno spodobał by mi się bardziej z 10 lat temu ;)
Bardzo wiele osób zrezygnowało z oglądania BRODKI kosztem grającego na Scenie Trójki NAPALM DEATH. Grindcore'owa grupa z Wielkiej Brytanii zaprezentowała się fantastycznie. Grają skupieni, brzmią świetnie i... mają zdrowie. Zespół jest znany z mocno zaangażowanych społecznie i politycznie wypowiedzi, które padły także w Katowicach. Publiczność była zachwycona, a namiot pękał w szwach.
DEVENDRA BANHART był niewątpliwie gwiazdą wieczoru. Jest mistrzem tworzenia subtelnej, delikatnej atmosfery i poczucia intymności. Pogoda dodatkowo zadbała o efekty specjalne. Mimo, że padało całkiem solidnie i że przydługawe przerwy między utworami zaburzały płynność koncertu, to całościowo i tak wypadł on bardzo dobrze.
RYSY rozpoczęły mój drugi dzień festiwalowy. Ten projekt podbił w zeszłym roku serca publiczności i jest obecnie bardzo popularny. Po raz pierwszy widziałam ich na żywo i wiem, że nie był to ostatni raz.
ATA KAK, którego historia powrotu do muzyki jest porównywana do tej Sugarmana, wypełnił namiot Sceny Eksperymentalnej po brzegi. Niesamowita, niczym nieskrępowana energia udzieliła się chyba wszystkim. Zrobiło się vintage'owo, ale jakże przyjemnie. Chórki - bomba.
JAMBINAI to moje największe odkrycie w tym roku, wreszcie mogę powiedzieć, że znam znakomity zespół z Korei Południowej. Mnogość instrumentów, hałas i jednoczesna harmonia i subtelność tego grania mnie zachwyciła. Świetne połączenie post rocka z dziedzictwem kulturowym kraju, z którego pochodzą.
Także w sobotę, dzięki uprzejmości electronicbeats.pl (<3) miałam możliwość spotkać się twarzą w twarz z trzema wspaniałymi artystami, mam tu na myśli: ISLAM CHIPSY, JAGA JAZZIST oraz GUS GUS.
ISLAM CHIPSY i jego trio EEK bardzo spodobali się offowej publiczności. Undergroundowy producent z Kairu zaskarbił sobie sympatię osób, które nie boją się muzycznych eksperymentów i nie dążą do szczelnego szufladkowania muzyki. Panowie w trakcie rozmowy ze mną nie wiedzieli jeszcze, że z powodu zmian w lineupie zagrają parę godzin później jeszcze jeden koncert, na głównej scenie. Muzycy cieszyli się ze świetnego przyjęcia na OFFie, chwalili polską publiczność i przyznali, że nie spodziewali się, aż tak dobrego przyjęcia.
JAGA JAZZIST to fantastyczny norweski kolektyw, który w trakcie występów na żywo czuje się w swoim żywiole. Artyści byli zachwyceni miejscem festiwalu i jego atmosferą. Zdradzili mi, że dzień wcześniej grali w Czechach, ale dość późno i że w trakcie ich występu panował mocno alkoholowy klimat.
A po fenomenalnym koncercie GusGus przyszła pora na spotkanie z Birgirem Þórarinssonem i Daníelem Haraldssonem. Birgir Þórarinsson w pełnym jeszcze scenicznym make upie, na szpilkach prosił fanów, by opowiedzieli mu coś o sobie, kim są, co robią, czy są szczęśliwi. Oczywiście nie mogłam nie zapytać o to gdzie podziewa się "technowiking" Högni. Panowie odpowiedzieli, że pracuje teraz nad różnymi projektami, o których się wkrótce wszyscy dowiemy. Korzystając z tej fantastycznej możliwości zapytałam także o to, czy darzą polskich fanów jakimś szczególnym sentymentem (bo przecież goszczą w naszym kraju całkiem często). Birgir przyznał mi rację mówiąc, że bardzo dobrze czują się w Polsce i że nasze kraje łączy jakaś szczególna więź. Zwrócił też uwagę na to, że najwięcej fanów na kanałach społecznościowych mają właśnie z Polski. "Będziemy wracać do was tak często, jak tylko będziecie chcieli nas słuchać" - powiedział Daniel. To było niesamowicie serdeczne spotkanie, które zagwarantowało mi później niemożność zaśnięcia.
![]() |
ISLAM CHIPSY & EEK i my :) |
![]() |
Spotkanie z GusGus / Birgir Þórarinsson & Daníel Ágúst Haraldsson |
Kero Kero Bonito |
Niestety nie porwał mnie występ grunge'owej legendy z Seattle - MUDHONEY. Koncert sam w sobie bardzo dobrze zagrany i cieszę się, że mogłam go zobaczyć. Z pewnych rzeczy się jednak wyrasta i wraca się do nich z sentymentem. Tyle lub aż tyle.
PANTHA DU PRINCE zaprezentowali swój nowy projekt The Triad. Fantastyczne dźwięki - to moje kolejne odkrycie. Genialny set.
KALIBER44 - do tego koncertu nie umiem się odnieść obiektywnie. Chciałoby się powiedzieć, że K44 to taki mój Taco Hemingway. Poszerzony skład wypadł uważam bardzo dobrze (kontrabas - cudo), nowe utwory całkiem przyjemne. Po co wrócili? "Bo lubimy, bo możemy, bo potrafimy" - padło ze sceny.
Wiele osób zachwycało się występem THUNDERCATa, ja się do nich nie zaliczam. Nieczysto, jękliwie i nudno. Być może mój odbiór był taki a nie inny, bo chwilę wcześniej zakończył swój występ KIASMOS. Był to fenomenalny wizualno-muzyczny spektakl z laserami, światłami, bańkami mydlanymi. Godzina dwadzieścia oderwania od rzeczywistości. To trzeba przeżyć.
A teraz czas przełączyć się z trybu OFF na ON. I do za rok.
TYTUŁEM ZAKOŃCZENIA I DYSKUSJI INTERNETOWYCH
Tegoroczna edycja OFFa nie była łatwą dla organizatorów. Odwołane koncerty headlinerów, opóźnione loty wprowadziły dużo złych emocji i stały się tematem dyskusji, co jest sprawą zupełnie oczywistą. O wszystkim można porozmawiać, wszystko można powiedzieć, ale - na litość - na poziomie i bez chamstwa! Ludzie! Stać nas na to.
Komentarze
Prześlij komentarz