![]() |
plakat |
Przez wielu zespół The Stooges uważany jest za najlepszy w historii rock'n'rolla. Od początku podążał swoją własną, hałaśliwą ścieżynką, nikogo nie pozostawiał obojętnym na ich twórczość. Byli wyraziści, specyficzni i cholernie muzykalni. Nie grali pod publikę, nie zależało im na tym, dlatego też tak trudno było z nimi pracować.
Jarmusch wyciął z historii zespołu ten najbardziej problematyczny czas: muzycy ćpali, imprezowali i balansowali na skraju przepaści, a w dole czekała koleżanka Kostucha.
W filmie wypowiadają się wszyscy członkowie pierwotnego składu, z których dzisiaj żyje już tylko Iggy Pop, ich bliscy, przyjaciele, ludzie, którzy pracowali z nimi w tamtym czasie. Materiały archiwalne zawsze świetnie wzbogacają tego rodzaju produkcje i ciężko by się było bez nich obyć.
Jestem produktem tych czasów
Na konferencji prasowej promującej film Iggy powiedział: "Zobaczyłem ten film po raz pierwszy zeszłej nocy i naprawdę mnie poruszył. Chryste, pomyślałem, jestem produktem tych czasów". I oczywiście jest to fałszywa skromność, bo ten gość jest całkowicie świadomy swojej pozycji na rynku muzycznym.
W filmie zabrakło mi mocniejszego akcentowania pewnych stanów czy sytuacji. Powszechnie wiadomo, że gdyby Iggy nie wybrał się do Wielkiej Brytanii i nie zaczął pracować z Davidem Bowie, to najpewniej ten film w ogóle nie ujrzałby światła dziennego, albo jego głównym opowiadającym byłby ktoś zupełnie inny.
Nie rozumiem sensu traktowania pewnych kwestii po macoszemu. Przecież ci muzycy przeżyli razem ze 100 żyć przeciętnych śmiertelników; nie potrzebują chuchania i wygładzania zmarszczek ich historii. Tym bardziej, że od zawsze największym hajem był dla zespołu była muzyka, którą tworzyli.
![]() |
Jarmusch&Iggy |
Komentarze
Prześlij komentarz