![]() |
FB |
Prawdziwym spotkaniem z artystą był koncert Benjamina Clementine'a. Jego muzyka nie jest łatwa, szczególnie na koncertach plenerowych czasami trudno w takich przypadkach złapać odpowiedni klimat i nie wypaść kuriozalnie. Benjamin wyszedł z tego obronną ręką. "London", "Condolence" czy "God Save The Jungle" zaprezentował mistrzowsko. Szkoda tylko, że jego chórek był początkowy bardzo słabo słyszalny, a sekcja była podkręcona za mocno.
To co mogło drażnić w tym występie to rozmowy z publicznością, które zdawały się nie kończyć. Opracowywanie wspólnego układu taneczno-poetyckiego kosztem możliwości zagrania innych numerów? Troszkę szkoda. Benji zagląda do Polski - wypatrujcie go, bo na sali koncertowej na pewno brzmi nienagannie.
![]() |
FB |
Na żywo widziałam jak prezentuje się Apparat i samo to było niezatapialnym przeżyciem. Jednak koncert live Moderata to jednak coś tak w każdym dźwięku perfekcyjnego, że ciężko to opisać. Panowie to po prostu sam top muzyki elektronicznej. Genialny jest sposób w jaki sklejają dźwięki i przenoszą je dalej, do kolejnych, budując nowe muzyczne przestrzenie i mosty. Umiejętność budowania napięcia i eskalacji tych namagazynowanych dźwięków jest nieprawdopodobna.
Publiczność przyjęła ich nad zwyczaj ciepło.
"Ghostmother", "Running", "Remider", "Rusty Nails", "Animal Trails" "Bad Kingdom", "Milk" i "Intruder" wybrzmiały w taki sposób, że ciężko się było po tym otrząsnać.
To był zdecydowanie jeden z trzech najlepszy koncertów festiwalu.
Tides from Nebula grali w tym samym czasie co Moderat. Niestety nie dotarłam, ale widziałam ich na żywo w Poznaniu - naprawdę warto poznać, jeśli nie znacie.
Komentarze
Publikowanie komentarza