Materiały dystrybutora Dziś premiera dokumentu "Whitney" . Nie wiem, jak twórcom filmu udało się namówić najbliższych artystki na zwierzenia i wspomnienia przed kamerą, ale na pewno było warto. Ktoś pomyśli - względy finansowe! To mnie raczej średnio przekonuje, bo są to jednak bolesne powroty do emocji, które wciąż są obecne w każdej z postaci występującej w produkcji. Zastanawiam się, jak dużą część nagranego materiału trzeba było odrzucić przy montażu, bo z pewnością to, co widzimy na ekranie, to jedynie garstka tajemnic, w które spowita jest rodzina i przyjaciele Nippy *. Historię Whitney śledził cały świat i każdy doskonale wie, jaki jest jej finał. Mam wrażenie, że głównym założeniem twórców filmu było pokazanie czynników i procesów, które złożyły się na to, jak potoczyło się jej życie. Poznajemy jej dzieciństwo, początki kariery, relacje z bliskimi i zdajemy sobie sprawę z ogromu obciążeń, które spotęgowane przez światowy sukces kumulują się tworząc sytuacje, z