![]() |
Jim Morrison / Gloria Stavers, 1967 |
Człowiek Renesansu (?)
Jim Morrison. Nieprzeciętnie inteligenty, oczytany, arogancki, fan Wilde'a, Nietzschego, świetny obserwator i prowokator. Przekraczanie granic należało do jego ulubionych "badań", granic społecznych, fizycznych, duchowych. Stąd też i nazwa grupy, zaczerpnięta z "Drzwi percepcji" Huxley'a. Pasja filmowca kwitła w Morrisonie od małego, a spektakle teatralne uważał za prawdziwe spotkania ze sztuką. Jednak zawsze czuł się bardziej poetą niż muzykiem, był ogromnie dumny z wydania pierwszego tomiku wierszy.
"Są rzeczy, które znamy - mówił Ray, cytując Jima - i rzeczy, których
nie znamy, jest znane i nieznane. Pomiędzy nimi są drzwi - to właśnie
my."
Elektryczny szaman z asystą (?)
The Doors to była ta czwórka: Jim Morrison, Ray Manzarek, Robby Krieger i John Densmore. Wszystkie decyzje podejmowali większością głosów. W momencie, kiedy ze strony wytwórni i managerów pojawiły się próby przekonania Jima, by zostawił kolegów i rozpoczął karierę solową, odpowiedź artysty była jednoznaczna: nie ma takiej opcji! Grają, tworzą i występują wspólnie. Oni. The Doors.
"To tak, jakby Jim był elektrycznym szamanem, a my - elektryczną asystą
szamana, stojącą za nim i poddającą mu rytm. Czasami on nie jest
usposobiony odpowiednio, by osiągnąć ten stan, ale my gramy i gramy, a
wtedy on stopniowo zaczyna się w to wczuwać. (...) I wyzwala się. (...) I
ludzie to czują."
Hippisowski Adonis
Jim buntował się przeciwko jakiejkolwiek dyscyplinie. Wstręt do niej wyniósł z domu. Szukał towarzystwa ekscentryków, intelektualistów i osób lubiących przekraczać własne granice. To właśnie ta chęć otwierania kolejnych to "drzwi", ale też i chęć dobrej zabawy i korzystania z życia w pełnej jego rozciągłości zawiodła go do eksperymentów z narkotykami. Uwielbiał pić alkohol i pił go po to, by się upijać. Późniejsze etapy spożywania tych substancji nie były już tak łatwo kontrolowalne jak wcześniejsze.
"Obijał się po Sunset Strip, śpiewając z napotkanymi kapelami, o
których nikt już nie pamięta, upijał się do nieprzytomności z
jednodniowymi "przyjaciółmi". Pewnej nocy biegał, pijany, po całym
cmentarzu hollywoodzkim, szukając grobu Rudolfa Valentino, innymi razem
odgrywał matadora przed pędzącymi samochodami, to znów spopielił część
swoich notatników i wierszy w kuchni u którejś z przyjaciółki."
Niezwykle ciekawie patrzy się przez pryzmat tych "ekscesów" na ówczesne społeczeństwo. Dzisiaj już chyba naprawdę ciężko zdziwić odbiorcę. Zastanawiam się też nad tym, jakby to było, gdyby szczyt sławy The Doors przypadł na lata 2000. Podejrzewam, że Morrison zdobiłby okładki wszystkich brukowców, a jego nazwiskiem wycierałyby gęby serwisy plotkarskie. Na pewno nie spacerowałby sobie bezkarnie po swoich ulubionych uliczkach Los Angeles czy Nowego Jorku i nie upijałby się w knajpach bez obecności fleszy. Myślę sobie, że to dobrze, że tych czasów nie doczekał. Nie spodobałyby mu się, z całym konsumpcjonizmem i konformizmem.
"Fascynowało go każde doświadczenie zmysłowe, cieszyła go każda zmiana we własnym systemie nerwowym. Gdy przestał być odzianym w czarne skóry wokalistą Doors i symbolem seksu, został pięknym rozbitkiem, wcielonym we wrażliwego bluesmana." / Michael McClure
Dla fanów The Doors pozycja absolutnie obowiązkowa. Dla każdego innego będzie to kawał dobrze napisanej książki o artyście, którego wkład w historię muzyki i wpływ na kolejne pokolenia jest niewyobrażalny. A fakt nie do końca wyjaśnionej przyczyny jego śmierci zawsze będzie budził kontrowersje i napędzał mechanizmy powstawania legend.
Koncert z 1968:
Koncert z 1970:
METRYCZKA:
Tytuł: Nikt nie wyjdzie stąd żywy / No One Here Gets Out Alive
Autor: Jerry Hopkins & Danny Sugarman
Liczba stron: 486 / 396
Polski wydawca: In Rock
Okładka wydania polskiego |
Okładka wydania ENG / źródło: AMAZON |
Komentarze
Prześlij komentarz