Rodrigo y Gabriela zaprosili kilka osób na scenę / fot. Krzysztof Szymański |
Meksykański duet gitarowy Rodrigo y Gabriela odwiedził wczoraj nasz kraj i zagrał w warszawskiej Progresji. Był to ich drugi koncert w Polsce jak do tej pory. Jednak zachowanie publiczności ewidentnie spodobało się artystom i przeprosili, że ich drugi koncert odbył się dopiero teraz i że na pewno przyjadą nad Wisłę w przyszłym roku, gdy będą promować nową płytę. Warszawski koncert był jednym na trasie europejskiej.
Ręce bolą od klaskania
Po tylu latach grania występy na żywo wciąż sprawiają im przyjemność, grają z pełnym zaangażowaniem i pasją wytwarzając swoistego rodzaju chemię z fanami. A taką więź na linii artysta-publiczność cenię sobie najbardziej. Ta dwójka ma niebywałą energię, którą potrafi zarażać. Humor dopisywał im od początku. Gabriela raczyła nas historiami o początkach ich działalności, o tym, że miała kilka zespołów i że zdecydowanie lepiej było jej się dogadać z facetami, niż z kobietami. Wspominała o tym, ile wysiłku musieli włożyć, by zorganizować jakikolwiek koncert ich ówczesnej metalowej kapeli. Publiczności bardzo przypadły do gustu ich akustyczne wersje piosenek Metalliki czy Slayera, a grali je często w różnych meksykańskich knajpach. Ludzie pytali później co do za numery i byli zszokowani odpowiedzią, bo te wersje zagrane przez duet wydawały im się bardzo romantyczne i mało diabelskie.
Rodrigo y Gabriela zagrali i swoje kompozycje i znane hity we własnych aranżacjach. Były m.in. "Stairway to heaven", "Creep" (Rodrigo pokusił się nawet o zaśpiewanie tego numeru, wyszło całkiem poprawnie, ale ja zdecydowanie jestem zwolenniczką jego gry gitarowej a nie popisów wokalnych), utwory rzeczonych Metalliki i Slayera czyMegadeath. Nie zabrakło kilku kompozycji z nowego albumu, który ukaże się w przyszłym roku.
"Kto chce stanąć z nami na scenie?"
Tymi słowami zwrócił się do publiki Rodrigo. Chętnych na początku nie było zbyt wielu (pewnie każdy, łącznie ze mną, myślał, że dostanie gitarę w rękę i graj tu człowieku z takimi gwiazdami), ale po namowach artysty zebrała się spora grupa odważnych, którzy po wejściu na scenę mogli przez kilka utworów podziwiać muzyków w akcji z bardzo dogodnej odległości.
Na koniec zagrali "Tamacun", czym doprowadzili publiczność do białej gorączki. Niesieni tymi emocjami ludzie wyklaskali jeszcze bis, zagrany zresztą z ogromną radością przez artystów, którzy schodzili ze sceny widocznie zadowoleni przejęciem w Polsce.
Zapowiedzieli swój powrót w przyszłym roku. Oby spełnili swoją obietnicę, bo warto zobaczyć ich show, który zbiera tysiące ludzi na stadionach i reprezentuje świetny, światowy poziom.
FP / FB |
Rodrigo y Gabriela / Progresja/ fot. Krzysztof Szymański |
Rodrigo y Gabriela / Progresja/ fot. Krzysztof Szymański |
Rodrigo y Gabriela / Progresja/ fot. Krzysztof Szymański |
Rodrigo y Gabriela / Progresja/ fot. Krzysztof Szymański |
Rodrigo y Gabriela / Progresja/ fot. Krzysztof Szymański |
Komentarze
Prześlij komentarz