![]() |
DM w Atlas Arenie / foto: MFME |
Są takie koncerty na które boisz się jechać, bo po nich już nic nie będzie takie samo. Zwlekasz z tym
i zwlekasz, w końcu dochodzisz do wniosku, że już czas, bo niedługo może się okazać, że to marzenie przejdzie do realizacji w zaświatach, a taka perspektywa cię nie urządza.
Przymiotnik "legendarny" jest ostatnio tak wyświechtany, że łączy się go już nawet z pralką do prania z 2013 roku czy kaszą jaglaną (przy całym szacunku do kaszy). To określenie straciło swą moc. Jednak pisząc o zespole Depeche Mode nie sposób się do niego nie uciec. Bo z koncertami legend takiego kalibru jak Depeche Mode jest tak, że jako fan bezkrytycznie przyjmujesz wszystko, co robią, albo z przesadną wręcz surową precyzją i muzycznym wyrachowaniem rozdrabniasz na małe cząsteczki każdy dźwięk, każdy gest czy ruch, który zobaczysz na scenie. O tej grupie, która przypadkiem znalazła się na koncercie albo/i zna tylko "Enjoy the Silence" nie wspominam, bo nie o to mi chodzi.
Tak czy inaczej, jako wierny fan idziesz na ten koncert i masz wielką nadzieję w twoim czarnym skórzanym sercu, że ta kapela cię nie zawiedzie i to co usłyszysz nie będzie tylko wspomnieniem młodości/przeżyć estetycznych/spotkania z ledwo dusząca legendą, ale będzie prawdziwą artystyczną petardą, która utwierdzi cię w przekonaniu, że nie masz się czego bać i możesz bez lęków uczestniczyć w takich eventach bez szkody dla sumienia, portfela (może mniej) i godności osobistej. Ja już wiem, że nie ma się czego bać i przynajmniej raz w życiu należy wybrać się na koncert Depeche Mode.
DM vs człowiek na koncercie - 1000:0.
Założenie na tym blogu mam takie, żeby nie poświęcać tutaj czasu i energii na słabe rzeczy. Idąc za tym nie napiszę nic więcej o supporcie, który jak powiedziała moja przyjaciółka był "nieudolną próbą podróby DM". Kompletna pomyłka.
Koncert Depeche Mode był ponad dwugodzinnym spektaklem muzycznym, w którym każdy detal był dopracowany, a forma muzyków jest godna pozazdroszczenia. Gahan spływał potem już w trzecim numerze, a że wszystkich zagrali 20, to wiadomo jak wyglądał później. Nie oszczędzał się chłopak, a trzeba przecież przyznać, że ostatnio niebezpiecznie wyraźnie widać po nim upływ czasu. Setlistę na taki koncert na pewno nie jest łatwo wybrać. Weterani koncertowi na pewno zżymają się na wałkowanie tych samych numerów i pomijanie tych ciekawszych artystycznie, a mniej popularnych komercyjnie. W takich przypadkach nigdy nie ma opcji win-win dla wszystkich, no sorry. Jednak na pewno każdy fan znalazł dla siebie coś, co chciał usłyszeć na żywo.
Polska publiczność zawsze wita zespół z sercem na dłoni. Panowie mogą być pewni, że za każdym razem, gdy zawitają na polskie podwórko, wszystkie bilety zostaną sprzedane, a masa osób i tak będzie czekać pod halami z wymalowanymi kartkami KUPIĘ BILET.
Z obserwacji:
- oznaczenia rzędów rzymskimi znakami nie były najlepszym pomysłem, bo jak się okazuje nie wszyscy się na tym znają...
- stanowisko dźwiękowca można ustawić po prawej stronie, a nie na środku
- Atlas Arenę da się jednak nagłośnić tak, by było też coś słychać na trybunach
- golden circle wciąż sięga Zgierza...
SETLISTA Z ATLAS ARENY:
Going Backwards
It's No Good
Barrel of a Gun
A Pain That I'm Used To - wersja remix Jacquesa Lu Conta
Useless
Precious
World in My Eyes
Cover Me
Insight - akustycznie z wokalem Martina
Home
In Your Room
Where's the Revolution
Everything Counts
Stripped
Enjoy the Silence
Never Let Me Down Again
BIS:
I Want You Now - akustycznie z wokalem Martina
Walking in My Shoes
A Question of Time
Personal Jesus
![]() |
DM w Atlas Arenie / foto: MFME |
Komentarze
Prześlij komentarz