![]() |
FB |
Ponoć Elton John na pytanie twórców filmu czego nie mogą pokazywać, powiedział, że już się niczego nie wstydzi i że daję im wolną rękę. Wynikiem tego jest "Rocketman", który - na szczęście - laurkowy nie jest. Pokazuje człowieka z krwi i kości, z ogromem wad, kompleksów i bagażem emocjonalnym trudnym do udźwignięcia. Człowieka, który mimo tego wszystkiego stara się dojść do ładu ze sobą samym i własnym życiem. W końcu od tego zaczyna się cały film - wizytą na terapii, gdzie bohater wymienia długą listę uzależnień.
"Rocketman" ma w sobie elementy musicalu i występów rewiowych. Wszystko jest rozśpiewane, emocjonalne, kolorowe, często kiczowate, puchate, z piórami i skrzące się błyskotkami. Obciach? Może, ale stoi za tym prawda o artyście, który składa się właśnie z wszystkich tych elementów. To on - Elton. W filmie widzimy wiele scen-symboli. Całkiem sprytny to sposób, by dopowiadają historie i przedstawić metaforycznie mijające lata, zdarzenia i ich konsekwencje.
Co trzeba jeszcze mocno zaznaczyć: Taron Egerton wcielający się w postać Eltona Johna jest rewelacyjny i ma ogromny talent wokalny. Bierze na klatę wszystkie wokalizy Eltona i bezbłędnie frazuje. Strona muzyczna filmu jest naprawdę bez zarzutu: znane milionom ludzi utwory zostały przearanżowane w taki sposób, że młodszym słuchaczom mogą przypaść do gustu bardziej niż oryginały.
Idźcie zobaczyć ten film. Film o sile przyjaźni, o wybaczeniu, o pracy nad sobą, o człowieku. Nie zawiedziecie się. A przed (i po) posłuchajcie soundtracka.
![]() |
FB |
Komentarze
Prześlij komentarz